SPADY to temat rzeka. Brak lub niewłaściwie zastosowanie spadów, pozostaje do dziś najczęstszym błędem plików produkcyjnych przesyłanych do druku. Starzy wyjadacze nie mają raczej z tym większych kłopotów, ale w między czasie wyrosło nam kolejne pokolenie grafików komputerowych i to im właśnie dedykuję dzisiejsze rozważania.
Dla osób parających się wyłącznie projektowaniem stron internetowych może to być zagadnienie obce. Wymiary poszczególnych elementów strony www ustala się w pikselach i problemem jest raczej prawidłowe wyświetlanie się strony, zarówno na 60-calowym ekranie telewizora, jak i na wyświetlaczu smartfona.
W poligrafii natomiast, wszystko toczy się po staremu, publikacje drukowane są nadal na arkuszach papieru znacznie większych od końcowych wymiarów produktu i praca po wydruku musi być przycięta do wymiaru docelowego.
Po oddzieleniu ziarna od plew, część arkusza drukarskiego trafia do klienta w postaci gotowego produktu, a część w postaci przedmiotowych spadów ląduje na śmietniku każdego zakładu poligraficznego.
Istota problemu polega na tym, aby po obróbce końcowej najmniejsza nawet część spadu nie przedostała się do pracy głównej i odwrotnie, aby żadna część pracy głównej nie wylądowała na makulaturze.
Kluczowe znaczenie w tym procesie ma oczywiście powaga, z jaką krajacz podejdzie do zagadnienia „cięcia na gotowo”, ale grafik na etapie przygotowywania plików wynikowych do druku może się do sprawy w sposób istotny przyczynić.
Prawdę powiedziawszy stwierdzenie iż plik powinien zawierać spady, nie jest do końca precyzyjne, a dołączanie spadów do plików wynikowych (czyli tych, które „idą do druku”) nie zawsze jest konieczne.
Jeżeli praca posiada białe, niezadrukowane marginesy, wymiar pliku wynikowego może być identyczny z wymiarem produktu końcowego. Chcemy ulotkę formatu A4 z białymi wewnętrznymi marginesami z wszystkich czterech stron, oddajemy do druku plik o wymiarach 210x297mm i sprawy nie ma.
Kiedy jednak w pracy znajdują się elementy sięgające do krawędzi linii cięcia, tło, zdjęcia, linie itp., muszą one rozpoczynać się czy też kończyć 2-3 mm poza obszarem pracy. Innymi słowy muszą być „wypuszczone” poza stronę na ten właśnie spad, czyli w miejsce, które i tak wyląduje w koszu. Zabieg ten jest jednak konieczny, aby w efekcie nieuchronnych niedokładności procesu cięcia produktu „na gotowo” nie doszło do omawianego już wyżej pomieszania ziarna z plewami.
Bez względu na to, czy praca będzie wypuszczana ze spadami czy też bez, tworząc nową pracę w In Designie, Ilustratorze czy też Corelu ustawiamy wymiar strony netto, czyli równy końcowemu wymiarowi produktu. Wyjątek stanowi program Photoshop, w którym strona robocza musi zawierać w sobie całość pracy razem ze spadami, czyli jej wymiar winien być wymiarem brutto.
Elementy pracy, które sięgają do krawędzi, wypuszczamy poza tak zdefiniowaną stronę, o wielkość spadów, jakie są wymagane w drukarni. Jeśli na przykład zamawiać będziecie druk u nas, wielkość wymaganych tam spadów wynosi minimum dwa milimetry. Są jednak drukarnie, które wymagają trzech a nawet pięciu milimetrów spadów. De facto nie ma to większego znaczenia i spady mogą być dowolnie większe od wymaganego minimum.
♦Generując plik do druku, należy w opcjach eksportu na pdf-a podać wielkość spadów. Jeżeli pozostawimy tam cyfrę zero, spady w pliku wynikowym się nie ujawnią mimo, że w pracy głównej się znajdują.
Zdarza się czasem, że graficy z obawy czy drukarnia dobrze zinterpretuje ich (wy)zamiary, dokładają do pracy ramkę obrazującą format netto publikacji. Zapobiegliwość ta jest zupełnie niepotrzebna, a czasami wręcz niebezpieczna. Pół biedy jeśli ramka jest w kolorze dodatkowym z zadaną opcją nadruku. Można ją zignorować w procesie naświetlania. Ramki cmykowe usuwamy ręcznie, co zawsze niesie za sobą ryzyko wycięcia języka razem z migdałkami. W automatycznych systemach weryfikacji plików takowe ramki mogą zostać potraktowane, jako część projektu i wydrukowane razem z pracą.
Tymczasem twórcy formatu pdf zadbali o rzecz wyśmienicie, umieszczając w pliku wynikowym wiele informacji niedrukowalnych acz widzialnych dla oka uzbrojonego w odpowiednie narzędzia informatyczne.
W kontekście omawianego problemu, nas interesuje Trimbox czyli obszar pracy po obcięciu. Jest to zawarta w pdf-ie informacja zarówno dla użytkownika, jak i dla systemów impozycyjnych, dotycząca wymiarów i położenia obszaru, który ma być wydrukowany.
♦Trimbox generuje się automatycznie w trakcie eksportu na pdf-a i nie musicie w tym kierunku niczego robić. Dzięki niemu drukarnia dokładnie wie, jaki wymiar netto został przez grafika zadany, co jest spadem, a co pracą główną.
Na podstawie trimboxu system impozycyjny w drukarni dokłada do pracy potrzebne znaczniki cięcia i bigowania, stąd też nie ma potrzeby ich umieszczania w trakcie generowania pliku produkcyjnego, bądź (o zgrozo) dorysowywania ręcznie do pracy. Ta sama zasada tyczy się wszelkiego rodzaju paserów i pasków barwnych, które ku utrapieniu operatorów impozycji, nadal niektórzy graficy umieszczają w pliku wynikowym,. Pozbywanie się tych „ułatwień” zabiera często więcej czasu niż zmontowanie całego arkusza do druku.
Projektując pracę do druku grafik winien natomiast jasno określić,czy dany element projektu ma znaleźć się na spadzie czy też nie. Czasem bowiem trudno ocenić czy zdjęcie umieszczone w odległości 1 mm od krawędzi cięcia, znalazło się w tym przykrym położeniu przypadkowo i de facto chodziło o to, aby sięgało do spadu, czy też milimetrowa odległość od brzegu to ryzykowny zamysł artystyczny projektanta. Jeszcze gorzej sprawa ma się z tekstami czy też znakami firmowymi, które umieszczone zbyt blisko linii cięcia narażone są w obróbce końcowej, na częściową amputację. Warto więc przyjąć zasadę, że
♦ to co ma być przycięte niech wystaje poza format o 2-3 mm, a to co nie ma być przycięte niech będzie zdecydowanie schowane wewnątrz pracy i oddalone od linii cięcia o min. 4 mm.
W publikacjach wielostronicowych, takich jak książki, broszury czy katalogi krawędź wewnętrzna strony (raz jest to lewa a raz prawa) łączy się z grzbietem i nie wymaga stosowania dla niej spadu.
Zazwyczaj graficy układają widzące się strony parami obok siebie i jeżeli w trakcie generowania plików wynikowych włączona będzie opcja ujawniania wszystkich czterech spadów, na spadzie wewnętrznym pojawią się elementy z sąsiedniej strony.
Aby temu zapobiec wystarczy w programie In Design wyłączyć w opcjach eksportu na pdf-a ujawnianie się spadów wewnętrznych. Niestety w Corelu sprawa jest już trudniejsza i praktycznie nie można w prosty sposób decydować, które spady mają być widoczne w pliku wynikowym.
Mam jednak dobrą wiadomość dla Klientów korzystających z usług naszej drukarni. Sprawą w ogóle nie musicie się przejmować i możecie dołączać spady zawsze dla wszystkich czterech krawędzi. Stosowane przez nas oprogramowanie do montażu elektronicznego samo wyczaja, które spady są wewnętrzne i ukrywa je skutecznie przed niepowołanym okiem.
W następnym felietonie postaram się wszystkie omawiane dzisiaj sytuacje spadowe przedstawić obrazkowo w postaci tutoriala z programu InDesign i Corel Draw.
Pozdrawiam
Wasz CUDowny bloger